blank

Dzicz Bieszczadzka IV – eliminacje 2009

Dwadzieścia godzin przez bieszczadzką dzicz.
Zawodnicy Quadoo Team na podium ekstremalnego rajdu na quadach. W weekend w miejscowości Baligród odbyła się czwarta edycja najtrudniejszej imprezy quadowej w Polsce – Dzicz Bieszczadzka. W debiucie nasi instruktorzy spisali się rewelacyjnie, zajmując w III miejsce.

Wynik uznany został przez organizatorów za największą niespodziankę tej edycji. – Naszym celem było przede wszystkim szczęśliwie dojechać do mety.

Nie wyznaczaliśmy sobie jakiegoś konkretnego miejsca, zwłaszcza że nasze quady były quadami seryjnymi, pośród mocno tuningowanych i doposażonych w nowoczesny sprzęt maszyn innych uczestników. Wielu wątpiło, że w ogóle zdołamy ukończyć rajd. Tymczasem na mecie dowiedzieliśmy się, że jesteśmy trzecią ekipą, która w całości przejechała trasę i zmieściła się w limicie 20 godzin.

Dzicz Bieszczadzka to przede wszystkim wielki sprawdzian dla charakteru zawodników i sprzętu. Trasa usytuowana była na blisko 1000 hektarach, a składała się z pięciu oesów, z których każdy prowadził korytem potoków lub głębokich na 100 metrów bieszczadzkich jarów. Zawodnicy poruszali się od punktu do punktu za pomocą tzw. roadbooka i nawigacji GPS.

– Na starcie rajdu stanęliśmy o godzinie 23.30 i od tej chwili jechaliśmy non stop przez całą noc i cały dzień, co zajęło nam łącznie 19 godzin i 57 minut – relacjonują. – Z początku jechaliśmy dosyć pewnie i ostrożnie, wyprzedzając kolejne załogi, które wystartowały przed nami. Około godziny drugiej w nocy Mateusz najechał na korzeń, który uszkodził chłodnicę. Pojawił się problem z chłodzeniem i co kilka minut musieliśmy polewać chłodnicę wodą z potoku. Nad ranem, po przejechaniu dwóch oesów, w strugach padającego deszczu dojechaliśmy do punktu serwisu, gdzie po dwóch godzinach quad został zreperowany i mogliśmy kontynuować rajd. Kolejne trzy oesy – między innymi głęboki staw, który jako jedyni przejechaliśmy bez używania wyciągarki – pokonaliśmy w dobrym czasie.

Na piątym oesie odczuwalne było już zmęczenie, co w głównej mierze przyczyniło się do kilku bardzo groźnie wyglądających wywrotek. W jednej z nich Mateusz skrzywił wahacz, co uniemożliwiło mu skręcanie w prawo. Pod koniec ostatniego oesu awarii uległa wyciągarka i od tej chwili dysponowaliśmy jedną na dwa quady. Dramat zaczął się na szczęście na mecie, pojawiliśmy się 3 minuty przed końcem limitu! Imprezę ukończyliśmy szczęśliwie bez kontuzji, ale ze sporymi stratami w sprzęcie. Nie byliśmy jednak wyjątkami. Nie było quada, który dojechał na metę w całości, a były i takie, które z trasy ściągał ciężki sprzęt. Ze swojej strony chcielibyśmy podziękować firmie PsBike Yamaha za przygotowanie nam naszych quadów do tego rajdu.

Przez Redakcja Imprezy sportowe